✨ Kochamy Drugą Osobę Czy Własne Wyobrażenie O Niej

Słownik języka polskiego PWN*. osoba. 1. «jednostka ludzka». 2. «kategoria gramatyczna czasowników wskazująca na to, w jaki sposób jest zaangażowany w przekazanie informacji wykonawca czynności oznaczanej przez czasownik, lub też kto doświadcza stanu określanego przez czasownik». 3. «postać występująca w utworze literackim». Z kolei Julia kocha wyobrażenie o odważnym i poetyckim Romeo, ignorując fakt, że jest on członkiem wrogiej rodziny. Przykładowy wniosek. Podsumowując, nie możemy jednoznacznie stwierdzić czy kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej. Po części i to i to wpływa na miłość do drugiego człowieka. Dojrzała miłość, która przetrwała wiele lat wzlotów i upadków jest wzorem do naśladowania. Obecnie bardzo dużo par z nostalgią wspomina swoich dziadków, pamiętając miłość, jaką się darzyli. Niestety współczesne związki lub małżeństwa są coraz mniej trwałe. W tym artykule podpowiadamy, jakie rady Ty jako Babcia lub Kochamy czarne charaktery. Bez nich nie sposób wyobrazić sobie popkultury. Najczęściej są przebiegłe, piekielnie inteligentne i niezwykle okrutne. Do celu dążą po trupach, są wyrachowane, bezwzględne i pozbawione wyższych uczuć. Na ich tle dobre duszyczki, które najczęściej z nimi wygrywają, są miałkie i nijakie. Zło jest atrakcyjniejsze, a my możemy sobie czasem po Może ona mieć różne barwy i natężenia. Inaczej kochamy małżonka, dzieci, przyjaciół, ludzi, z którymi wiążą nas więzy emocjonalne, inaczej człowieka z ulicy, który prosi o pomoc, a jeszcze inaczej wrogów, osoby niesympatyczne i nieprzyjazne, czy siebie samych. Niemniej mamy jedno serce i nim kochamy siebie, innych i Boga. Obrazy związku. 10 maja 2019. Każdy człowiek ma potrzebę nawiązania emocjonalnej relacji z drugą osobą. Daje to poczucie bezpieczeństwa i buduje odczucie bycia ważnym dla innych. Psychologowie są zgodni co do tego, że potrzeba ta nie zanika wraz z wiekiem chronologicznym – bliskość i kontakt emocjonalny z innymi to stałe Zakochujemy się nawet nie znając tej osoby, posiadamy jedynie jakieś minimum informacji o niej. Domyślamy się jaka jest, idealizujemy ją, jesteśmy nią zauroczeni ale nie zdajemy sobie sprawy że zauroczenie to kochanie za swoje własne wyobrażenia o kimś a zakochanie to miłość bezgraniczna, za wszystkie zalety i pomimo wszystkich Zauroczenie to nic innego jak fascynacja drugą osobą. Dominuje w nim podziw dla wyglądu. Zachwycamy się jej oczami, fryzurą, uśmiechem… Wszystkim tym, co widzimy na zewnątrz. Zaczynamy daną osobę idealizować. Nie dostrzegamy jej wad, lecz widzimy same zalety. Odkochiwanie się: proces, który łamie nam serce. 3 minuty. Odkochiwanie się odnosi się do przerażającego zawrotu głowy, który pojawia się, gdy orientujemy się, że osoba, którą kochamy nie jest taka, jak nam się wydawało. Alfred Hitchcock doskonale przedstawił to uczucie w swoim filmie “Zawrót głowy” (1958). Mówi się o niej bez słownictwa erotycznego, bez personalizacji kobiety czy mężczyzny. "Pieśń nad Pieśniami" jest w dodatku znacznie dłuższa i zapisana w formie dialogowej, w przeciwieństwie do "Hymnu o miłości" świętego Pawła, który jest krótki i lapidarny i zapisany w formie monologu prowadzonego przez pierwszą osobę liczby Odpowiedzialność za to, co mówisz, a nie za to, co inni chcą usłyszeć. Pierwszym i podstawowym warunkiem efektywnego procesu komunikacji między dwoma osobami jest wzajemny szacunek. Zdarza się jednak, że nie zawsze on występuje. Niektórzy ludzie mogą mieć tendencję do podnoszenia głosu myśląc, że dzięki temu ich argumentacja Tu zaś idzie nam o naj­ ściwych imion Bożych, musimy tu naprzód rozróżnić, po­ wyższe imię własne, istotne. dług dawnych a trafnych dogmatycznych dystynkcyi, imiona własne od imion przymiotnyck, czyli inaczej imiona istotne (nomina essentialia), które się wprost odnoszą do samej istoty Boga, jakiem n. p. okaże się nam imię HDIYpN. zapytał(a) o 19:31 Co dla Ciebie znaczy "kochać" drugą osobę? To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% Najlepsza odpowiedź Matteusz odpowiedział(a) o 23:51: Mało kto wie co to jest miłość, skoro nawet na ślubnym kobiercu przysięgają sobie pod mocą Boga miłość do końca swych dni. A co później? Rozwód. Prawdziwa miłość jest naprawdę rzadkim zjawiskiem. Raz w życiu powiedziałam słowo 'kocham' do potencjalnego [i nadal obecnego] partnera, i mimo że mam 20 lat, padło to z moich ust stosunkowo niedawno [koniec września 2006]. Żeby kogoś kochać trzeba zaakceptować drugą połówkę w całej okazałości, i nie chodzi mi tu tylko o aspekty wizualne. Trzeba mieć jej [jej- tej osoby.] cząstkę w sobie, żyć ze świadomością że ma się dla kogo żyć. Pomagać, wpierać i ufać jej. Nie narzucać własnej woli, a jeśli wydaje nam się że postępuje ona źle, porozmawiać z nią o tym. Związek bez komunikacji, nie ma szans na przetrwanie podobnie jak związek bez miłości. Kochać kogoś to nie wyobrażać sobie życia bez tej osoby, natomiast "być zakochanym, to być szalonym przy zdrowych zmysłach."* Ciekawe czy komukolwiek chciało się to chociaż czytać. __________ *Owidiusz Odpowiedzi Mało kto wie co to jest miłość, skoro nawet na ślubnym kobiercu przysięgają sobie pod mocą Boga miłość do końca swych dni. A co później? Rozwód. Prawdziwa miłość jest naprawdę rzadkim zjawiskiem. Raz w życiu powiedziałam słowo 'kocham' do potencjalnego [i nadal obecnego] partnera, i mimo że mam 20 lat, padło to z moich ust stosunkowo niedawno [koniec września 2006]. Żeby kogoś kochać trzeba zaakceptować drugą połówkę w całej okazałości, i nie chodzi mi tu tylko o aspekty wizualne. Trzeba mieć jej [jej- tej osoby.] cząstkę w sobie, żyć ze świadomością że ma się dla kogo żyć. Pomagać, wpierać i ufać jej. Nie narzucać własnej woli, a jeśli wydaje nam się że postępuje ona źle, porozmawiać z nią o tym. Związek bez komunikacji, nie ma szans na przetrwanie podobnie jak związek bez miłości. Kochać kogoś to nie wyobrażać sobie życia bez tej osoby, natomiast "być zakochanym, to być szalonym przy zdrowych zmysłach."* Ciekawe czy komukolwiek chciało się to chociaż czytać. __________ *Owidiusz reniasa odpowiedział(a) o 19:38 Móc zrobić dla niej wszystko. Kinga94 odpowiedział(a) o 19:52 Być jej wiernym, mieć do niej zaufanie, móc na niej polegać... Robin7 odpowiedział(a) o 21:50 Mógłbym pisać piękne słowa jak każdy że to znaczy szanować,być zawsze dla niej,być wiernym,oddanym,czułym...itd. Czy tak jest naprawdę? Tak...ale taj naprawdę kochać to nie tylko szanować,rozpieszczać,być oddanym wiernym,czułym...Kochać to poprostu być odpowiedzialnym za drugą osobę...Kochamy wtedy gdy nie myślimy już o sobie i o swoich potrzebach ale potrzebach tej drugiej choć miłości są różne jak do ojca,matki,cioci,przyjaciela,pas,dziewczyny to jednak zawsze chodzi o to samo o to że ta osoba jest poprostu najważniejsza.... swettis odpowiedział(a) o 20:36 nie widziec swiata poza ta osoba byc jej wiernym miec do niej zaufanie stale o tej osobie myslec, moc zrobic dla niej wszystko szanowac ja. chcec caly czas z nia byc itp.:) Misiek odpowiedział(a) o 21:37 Oddac dla niej zycie, gdy bedzie taka potrzeba. Ufac, rozsmieszac, poswiecac sie, dawac radosc, rozmawiac, zwierzac sie, upodabniac sie, odprowadzac do domu, calowac, przytulac, podawac szklanke, podawac plaszcz, zawiazywac buty. Trwac i kochac. blocked odpowiedział(a) o 23:29 to znaczy uwielbiac spedzacz czas z Tą osoba,cieszyć się z każdej chwile spędzonej z nią ;] szanowac ja ;] opiekować się nią ;] słuchac jej ;]być dla tej osoby kimś najważniejszym tak jak ona jest kimś najważniejszym dla mnie :)..... Sabi. odpowiedział(a) o 21:36 Szanowac ją , móc dla niej zrobic wszystko.... Dorka odpowiedział(a) o 23:52 Oddać za tą osobę życie... kochac druga osobe według mnie znaczy że mozna i chce sie dla niej zrobić wszystko:) obdarzac ja niepowtarzalnym uczuciem:) Syrahion odpowiedział(a) o 15:29 Kochać znaczy pragnąć dobra drugiej osoby ... i tyle Ellie odpowiedział(a) o 22:21 Ajnsztajn, ja przeczytalam. Calkiem fajne chociaz nie ze wszystkim sie zgadzam. Wedlug mnie kochac, to znaczy chciec szczescia tej drugiej osoby, nawet jesli to szczescie oznacza nieszczescie dla nas. Ellie, to bardzo romantyczne co napisałaś, ale wg. mnie najważniejsza jest miłość z wzajemnością, co idzie w parze z tym że druga osoba, nie pozwoliłaby na to żebyś np. ty była nie szczęśliwa. Ale miło mi że komukolwiek się chciało ten prawie esej przeczytać;) Ellie odpowiedział(a) o 22:16 Ajnsztajn, ale ty nie rozumiesz do konca o co mi chodzi. Pytanie brzmi, co dla ciebie znaczy kochac druga osobe, wiec pisze o tym co wedlug mnie znaczy, ze kogos kocham. Tu niekoniecznie musi byc mowa o relacjach miedzy kobieta i facetem. I pewnie, najlepiej jest kiedy milosc jest odwzajemniona ale czy wedlug ciebie ktos, kto "kocha" druga osobe tylko wtedy kiedy sa razem i wszystko jest ok; a jesli cos pojdzie nie tak, ta druga osoba odejdzie, to sie odkoch*je, czul prawdziwa milosc wtedy kiedy byli razem? Wg.... Najważniejsza osoba w życiu oprócz rodziców... blocked odpowiedział(a) o 17:02 hmm ... najważniejsza osoba w życiu .. mieć do niej zaufanie .. Kochac to znaczy w pełni życ, tworzyc niepowtarzalnie łączącą więź, fascynowac, poświecac, rozumiec, obdarzac ciepłem, bliskością, czułością, dawac siłe, radośc, szczęście, wsparcie, wytrwałośc, wyrozumiałośc. Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub (uważam przewodnik dobry dla wierzącego i ateisty, bez względu na światopogląd – ateista wykropkuje słowa Bóg, Jezus, etc) "Ks. Dziewiecki: 6 mitów na temat miłości. Nic tak nie rozczarowuje, jak pomylenie miłości z jej karykaturami". Autor: Ks. dr Marek Dziewiecki Doktor psychologii, od 1988 wykładowca psychologii i pedagogiki w Seminarium Duchownym w Radomiu. Jest autorem książek o wychowaniu, dojrzewaniu do małżeństwa i założenia rodziny, psychologii zdrowia, profilaktyce i terapii uzależnień, a także komunikacji międzyludzkiej. Intuicyjnie czujemy, że miłość to sprawa decydująca o naszym losie i o naszym poczuciu szczęścia. Z drugiej strony coraz częściej spotykamy się z takimi opisami miłości, które są wręcz jej zaprzeczeniem. Nie powinno nas to dziwić, gdyż miłość to wartość nie tylko podstawowa, ale też trudna do zdobycia. Właśnie dlatego istnieje tak wiele jej podróbek czy imitacji, podobnie jak wiele występuje podróbek czy imitacji złota i pereł. Nic tak nie cieszy, jak więzi oparte na miłości, ale też nic tak nie rozczarowuje, jak pomylenie miłości z jej karykaturami. Gdy ktoś twierdzi, że rozczarował się miłością, to nie zdaje sobie sprawy z tego, że w rzeczywistości rozczarował się jakimś konkretnym człowiekiem, który pomylił miłość z czymś, co miłością i który w konsekwencji nas rozczarował i zranił. Jest też możliwe, że to my pomylimy miłość z niemiłością i boleśnie rozczarujemy samych siebie. Prawdziwa miłość nigdy nie rozczaruje! Przeciwnie, przynosi trwałą radość, jaka bez miłości nie jest możliwa do osiągnięcia. * Celem niniejszej analizy jest syntetyczne opisanie typowych w naszych czasach mitów, jakie krążą na temat miłości. Najczęstsze i najbardziej niebezpieczne z tych mitów to mylenie miłości ze współżyciem seksualnym, z uczuciami, z tolerancją, z akceptacją, z „wolnymi związkami” oraz z naiwnością.* Mit pierwszy: miłość to współżycie seksualne Mit pierwszy wiąże się z przekonaniem, że istotę miłości stanowi współżycie seksualne. Jest to mit wyjątkowo groźny, gdyż mylenie miłości z seksualnością prowadzi do dramatycznych krzywd. Popęd seksualny - jak każdy popęd - jest ślepy i nieobliczalny.* Gdyby istotą miłości było współżycie seksualne, to rodzicom nie wolno byłoby kochać własnych dzieci. Tymczasem nawet w małżeństwie współżycie seksualne jest jedynie epizodem w całym kontekście codziennej czułości i troski o kochaną osobę. We wszystkich innych – poza małżeńską – formach miłości, współżycie seksualne nie tylko nie stanowi istoty miłości, lecz wręcz miłość wyklucza. Narzeczeni kochają siebie nawzajem, jeśli powstrzymują się od współżycia. Podobnie rodzice kochają swoje dzieci, a nauczyciele swoich uczniów wyłącznie wtedy, gdy wykluczają jakiekolwiek formy seksualnego kontaktu z wychowankami. Również przyjaźń między dorosłymi jest przyjaźnią dopóty, dopóki powstrzymują się oni od zachowań seksualnych. Kto myli seksualność z miłością, ten – nie zawsze świadomie – stawia współżycie seksualne na czele hierarchii wartości i z popędu czyni swego bożka, któremu bezwzględnie służy. Taki człowiek dla chwili przyjemności seksualnej gotów jest poświęcić nie tylko sumienie, małżeństwo i rodzinę, ale także swoje zdrowie, a nawet życie. Kto myli seksualność z miłością, ten popada w uzależnienia, a nierzadko popełnia okrutne przestępstwa. Seksualność oderwana od miłości czy postawiona w miejsce miłości staje się dla człowieka przekleństwem, bo prowadzi do przemocy - do gwałtów włącznie, a także do śmierci w postaci chorób wenerycznych czy zabijania nienarodzonych dzieci, które są niechciane, bo poczęte na skutek pożądania zamiast na skutek miłości. Podporządkowanie się seksualności i postawienie jej w miejsce miłości prowadzi do cywilizacji śmierci, podczas gdy kierowanie się miłością prowadzi do cywilizacji życia. Mylić miłość z seksualnością to popełniać błąd tak radykalny, jaki popełnia ten, kto myli błogosławieństwo z przekleństwem czy życie ze śmiercią. Człowiek zniewolony popędem oszukuje samego siebie, a swoje zniewolenie usiłuje zamaskować pozorami miłości. Miłość jest szczytem wolności i odpowiedzialności, a kierowanie się popędem seksualnym, to skrajna forma uzależnienia i braku odpowiedzialności. Kto utożsamia miłość ze współżyciem seksualnym, ten wpada w pułapkę pożądania. Pożądanie pojawia się wtedy, gdy brakuje miłości. Największe problemy z opanowaniem popędu seksualnego i pożądania mają ci, którzy nie kochają. Największą „aspiracją” takich ludzi jest szukanie przyjemności za każdą cenę. Prowadzi to do różnych form nieczystości, a także do uzależnień i demoralizacji. Kto przeżywa radość z tego, że kocha, tego nie interesuje żadna z takich form seksualnej przyjemności, która narusza przyjaźń z Bogiem, szacunek człowieka do samego siebie czy miłość do bliźniego. Miłość nie jest tym samym co seksualność. Jest natomiast tą jedyną siłą, dzięki której człowiek może stać się panem własnych popędów i własnego ciała. To właśnie zdolność powstrzymywania się od współżycia seksualnego jest potwierdzeniem, że dana osoba dorosła do miłości czystej i wiernej, czyli do miłości prawdziwej. Człowiek nieczysty czy niewierny nie jest w stanie kochać.* Również w małżeństwie panowanie nad popędem seksualnym to konieczny warunek zachowania wierności wobec żony czy męża. To także warunek wzajemnego szacunku i poczucia szczęścia. Seksualność małżonków staje się w pełni ludzka i czysta wtedy, gdy wynika z miłości, a nie z popędu czy z pożądania. Przynosi wtedy obydwojgu małżonkom radość i wzruszenie, a nie tylko fizyczną przyjemność. Małżonek, który kocha, nie skupia się na doznaniach fizjologicznych, ale na zachwycie, że może być jednym ciałem i jedną duszą z osobą, którą kocha i przez którą jest kochany. Takie współżycie seksualne to spotkanie dwojga osób, a nie mechaniczne prowokowanie podniecenia.* Im bardziej małżonkowie kochają siebie nawzajem, tym bardziej cieszą się współżyciem seksualnym i tym łatwiej mogą się od niego powstrzymać, na przykład w przypadku choroby, rozłąki czy innych okoliczności. Potrafią bowiem wtedy okazywać sobie miłość na tysiące innych sposobów. Dojrzały człowiek wie, że miłość bez seksualności wystarczy mu do szczęścia, natomiast seksualność bez miłości nie uszczęśliwi nikogo. Mit drugi: miłość to uczucie i zakochanie Drugi z popularnych mitów w odniesieniu do miłości polega na przekonaniu, że miłość jest uczuciem i że to takie „piękne” uczucie. W rzeczywistości kochać to coś nieskończenie więcej niż przeżywać jakieś emocje czy nastroje. Gdyby miłość była uczuciem, to wtedy nie można byłoby jej ślubować, gdyż uczucia są zmienne, zaskakują nas i bywają nieobliczalne. Tymczasem miłość jest trwała, wierna i niezależna od uczuć, jakie przeżywamy tu i teraz. Uczucia są cząstką mnie, są moją własnością, a miłość jest większa ode mnie. Ja w niej uczestniczę, gdy kocham, lecz nie jestem miłością, bo nie jestem Bogiem. Ponadto, uczucia przeżywamy także w kontaktach ze zwierzętami, a nawet w kontaktach z przedmiotami czy w obliczu ważnych dla nas wydarzeń, a zatem wtedy, gdy nie chodzi o miłość, lecz o to, że coś lubimy czy że się czymś cieszymy. Dojrzała miłość to postawa, a nie nastrój. Właśnie dlatego zakochanie nie jest jeszcze miłością. Jest natomiast zauroczeniem emocjonalnym, które samo przychodzi i zwykle samo przemija. Zamienia się w miłość, albo w nicość. A ślepe zakochanie w kimś, kto nie umie kochać, może wręcz prowadzić do dramatycznych zranień i życiowych tragedii. Fałszywe przekonanie o tym, że miłość to uczucie wynika z faktu, że każdy, kto kocha, przeżywa silne uczucia. Nie istnieje miłość bez uczuć! Emocjonalna obojętność wobec drugiej osoby świadczy o tym, że jej nie kochamy. Z faktu jednak, że uczucia zawsze towarzyszą miłości, nie wynika, że miłość jest uczuciem, czy że uczucia stanowią istotę miłości. Gdyby kierować się założeniem, że miłość jest tym, co jej towarzyszy, to równie uprawnione byłoby twierdzenie, że miłość jest wzmożonym wydzielaniem hormonów, podniesionym ciśnieniem krwi, albo rumieńcem na twarzy. Tego typu zjawiska pojawiają się bowiem zwykle wtedy, gdy kochamy. Nie są one jednak miłością. Gdy w słoneczny dzień wychodzę na spacer, wtedy towarzyszy mi mój cień. O ile jednak łatwo odróżnić cień ode mnie, o tyle wielu ludziom sprawia trudność odróżnienie uczuć, które towarzyszą miłości od postawy miłości. Nie jest prawdą przekonanie, że miłość to uczucie, ani też twierdzenie, że gdy kochamy, to przeżywamy jedynie „piękne” uczucia. Prawdą natomiast jest to, że miłości zawsze towarzyszą uczucia, ale bardzo różne: od radości i entuzjazmu do rozgoryczenia, gniewu, żalu, a nawet skrajnie bolesnego cierpienia.* W każdym swoim słowie i czynie Jezus wyrażał swoją miłość, ale tej Jego miłości towarzyszyły przecież bardzo różne przeżycia. Co innego przeżywał Jezus wobec tych, którzy kochali bardziej niż inni, a zupełnie innych przeżyć doświadczał wobec ludzi, którym rozwalał stoły czy przed którymi się bronił. Nasze emocje sygnalizują to, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie z innymi ludźmi. Jeśli kochający rodzice odkrywają, że ich syn jest narkomanem, to przeżywają wtedy dramatyczny niepokój, lęk i wiele innych bolesnych uczuć właśnie dlatego, że kochają. Jeśli z kolei widzą, że drugi syn postępuje szlachetnie, wtedy - kochając – odczuwają wielką radość i wzruszenie. Mylenie miłości z uczuciami sprawia, że to uczucia stają się dla nas kryterium postępowania. Tymczasem uczucia – podobnie jak popędy – bywają nieobliczalne, a kierowanie się nimi prowadzi do życiowych pomyłek i dramatów. Ludzie, którzy naprawdę kierują się miłością, potrafią kochać także tych, wobec których odczuwają emocjonalną niechęć czy którzy wzbudzają ich złość czy bolesne rozgoryczenie.* Bóg jest miłością, a nie uczuciem! Dojrzały człowiek odróżnia miłość od uczuć, które miłości zawsze towarzyszą. Wie, że miłość to świadoma i dobrowolna postawa, a uczucia to tylko jeden ze sposobów przeżywania i okazywania miłości. Miłość to kwestia wolności i daru, a uczucia to kwestia potrzeb i spontaniczności. Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi, a uczucia skupiają nas na naszych własnych przeżyciach i potrzebach. Miłość jest szczytem bezinteresowności i wolności, a więzi oparte na potrzebach emocjonalnych prowadzą do zależności od drugiej osoby i do agresywnej zazdrości o tę osobę. Miłość owocuje pogodą ducha i spokojem, a skupianie się na uczuciach prowadzi do wewnętrznych niepokojów i napięć. To właśnie dlatego „radość” człowieka zakochanego okazuje się niespokojna, a zakochani potrafią ranić się wzajemnie emocjonalnymi szantażami. Miłość prowadzi do budowania więzi, które cieszą zawsze i w każdej sytuacji, a kierowanie się uczuciami - typowe dla ludzi zakochanych - prowadzi do pochopnego wiązania się z kimś, kto nas może skrzywdzić, zamiast nas kochać i wspierać. Mit trzeci: miłość to tolerancja Trzeci z mitów na temat miłości polega na przekonaniu, że kochać znaczy tyle samo co tolerować i że tolerancja to najdojrzalsze oblicze miłości i najbardziej podstawowa forma miłości. W rzeczywistości tolerancja zwykle nie tylko nie jest przejawem miłości, lecz od miłości oddala. Tolerować to bowiem mówić: rób, co chcesz! To nie reagować na to, że ktoś błądzi i krzywdzi samego siebie lub innych ludzi. Tymczasem kochać to mówić: pomogę ci czynić to, co służy twemu rozwojowi i co prowadzi cię do świętości. Tolerancja byłaby racjonalną alternatywą dla miłości, czy wręcz istotą miłości wtedy, gdyby człowiek nigdy nie krzywdził ani samego siebie, ani innych ludzi. Tak będzie prawdopodobnie w niebie, jednak na tej Ziemi kwestią życia lub śmierci jest doświadczenie miłości, a nie ledwie tolerancji. Po grzechu pierworodnym każdy z nas jest duchowo zraniony i to do tego stopnia, że – jak to trafnie wyjaśnia św. Paweł – często czynimy zło, którego nie chcemy, zamiast czynić dobro, którego szczerze pragniemy. W realiach, w jakich obecnie żyjemy, mówić komuś - czyń, co chcesz! - oznacza tyle samo, co mówić - „rób wszystko, co chcesz, gdyż twój los mnie nie interesuje, a twoje cierpienia, jakie sprowadzisz na siebie błędnym postępowaniem, są mi zupełnie obojętne”. Kto myli miłość z tolerancją, ten rezygnuje z racjonalnego myślenia, gdyż wierzy w to, że wszystkie zachowania człowieka stanowią równie wartościową alternatywę, którą można tolerować.* Kto utożsamia tolerancję z miłością i stawia ją na szczycie hierarchii wartości, ten na jej ołtarzu musi złożyć w ofierze człowieka. Zastępowanie miłości tolerancją oznacza bowiem w praktyce wspieranie ludzi cynicznych i przestępców, gdyż jest dla nich najlepszą rękojmią bezkarności. Kto stawia tolerancję w miejsce miłości, ten poniża ludzi szlachetnych i świętych, gdyż zrównuje ich postawę z postawą ludzi podłych i przestępców, odnosząc się do jednych i drugich z tolerancja, czyli jednych i drugich traktując w jednakowy sposób. Miłość to troska o drugiego człowieka, a tolerancja to obojętność na jego los. Tolerować zachowania człowieka – i to jedynie w pewnych granicach! - można wyłącznie w odniesieniu do smaków i gustów. Nie można natomiast stosować tolerancji w innych dziedzinach życia, a zwłaszcza w sferze więzi i wartości, gdyż empirycznym faktem jest to, że niektóre zachowania są aż tak szkodliwe, iż zakazuje ich nawet kodeks karny. Człowiek dojrzały odnosi się do innych ludzi z miłością, natomiast ich zachowania ocenia według kryterium dobra i zła – w świetle zasad Dekalogu. Dzięki temu ten, kto kocha, wspiera zachowania szlachetne u wszystkich ludzi bez wyjątku, a jednocześnie ze stanowczością, jakiej uczy nas Chrystus, sprzeciwia się tym zachowaniom, przez które ktoś krzywdzi siebie lub innych ludzi. Im bardziej kocham człowieka, tym bardziej staję się „nietolerancyjny” wobec tych jego zachowań, które są szkodliwe, gdyż tym bardziej zależy mi na jego losie. Właśnie dlatego im mocniej rodzice kochają swoje dziecko, z tym większą stanowczością chronią je przed każdym niebezpieczeństwem i nie dopuszczają do błędnych zachowań. Jezus był wyjątkowo „nietolerancyjny” wobec cynicznych i przewrotnych zachowań faryzeuszów czy uczonych w Piśmie. Tolerancja postawiona w miejsce miłości to szczyt obojętności na los ludzi, podczas gdy miłość to najbardziej intensywna forma troski o każdego człowieka. Tolerancja wobec ludzi postępujących szlachetnie to za mało, gdyż oni zasługują na wsparcie. Tolerancja wobec ludzi błądzących czy krzywdzicieli to za dużo, gdyż takich ludzi należy upominać, albo się przed nimi bronić. Mit czwarty: miłość to akceptacja Czwarty błąd polega na utożsamianiu miłości z akceptacją. Niektórzy sądzą, że akceptacja stanowi istotę, a nawet najwyższy przejaw miłości. Tymczasem akceptować drugiego człowieka, to mówić: bądź sobą, czyli pozostań w obecnej fazie rozwoju! Tego typu przesłanie jest skrajną naiwnością wobec ludzi, którzy przeżywają kryzys. Nikt roztropny nie zachęca złodzieja czy gwałciciela do tego, by „był sobą”. Akceptacja to coś znacznie mniej niż miłość nie tylko w odniesieniu do ludzi w kryzysie, lecz także w odniesieniu do ludzi szlachetnych. Nikt z nas nie jest przecież na tyle dojrzały, by nie mógł się nadal rozwijać. W rozwoju człowieka nie ma granic! Tylko w odniesieniu do Boga miłość jest tożsama z akceptacją, gdyż Bóg jest wyłącznie miłością i nie potrzebuje rozwoju. Tymczasem nikt z ludzi miłością nie jest i dlatego nikt z nas nie powinien zatrzymywać się w obecnej fazie rozwoju. Nikt z nas nie jest już na tyle podobny do Boga, by nie mógł stawać się do Niego jeszcze bardziej podobnym.* Jest czymś słusznym akceptować prawdę na temat aktualnej sytuacji i postawy danego człowieka. Równie słuszne jest akceptowanie nienaruszalnej godności danej osoby. Zarówno jednak prawda o danej osobie, jak również godność tej osoby nie jest zależna od tego, czy ją akceptujemy, czy też nie. Od nas zależy bowiem postawa wobec danej osoby, czyli właśnie to, czy ją kochamy czy też jedynie akceptujemy prawdę o niej i o jej godności. Kochać to nie „zamrażać” drugiego człowieka w jego obecnej – najpiękniejszej nawet! – fazie rozwoju, lecz pomagać mu, by nieustannie się rozwijał. Akceptować, to mówić - bądź sobą! - a kochać, to mówić - pomogę ci stawać się codziennie kimś większym od samego siebie. Miłość to niezwykły dynamizm, to zdumiewająca moc, która potrafi przemienić człowieka. Właśnie dlatego błędem jest mylenie miłości do człowieka z akceptacją. Prawdę tę intuicyjnie rozumieją dzieci. Nie pytają one bowiem swoich rodziców o to, czy są akceptowane, lecz o to, czy są kochane. Jeśli mówimy drugiej osobie, że akceptujemy ja taką, jaka jest, to nie mamy już prawa nigdy zwrócić jej uwagi, bo wtedy przestalibyśmy ją akceptować. Niektórzy twierdzą, że należy akceptować człowieka, a ewentualnie upominać jego zachowania, gdy człowiek ten błądzi. Tego typu rozróżnienie opiera się na ewidentnie błędnym założeniu, że zachowania same się zachowują i że dany człowiek nie jest odpowiedzialny za swoje czyny. Tymczasem Jezus uczy nas realizmu i dlatego upomina ludzi błądzących, a nie jedynie ich zachowania. Wzywa ich też do nawrócenia, gdyż tylko człowiek nawrócony może na stałe poprawić swój sposób postępowania. Jezus nikomu z ludzi nie mówił, że go akceptuje takim, jakim ten człowiek jest. Przeciwnie, każdego wzywał do nawrócenia i do stawania się podobnym do Niego. Mit piaty: miłość to „wolne związki” Mit piąty na temat miłości to przekonanie, że ”wolne związki” są przejawem miłości i że to wręcz najbardziej dojrzała, najbardziej „nowoczesna” forma miłości w relacji kobieta - mężczyzna. Mylenie miłości z tak zwanym „wolnym związkiem” to efekt naiwnej, nieodpowiedzialnej, rozrywkowej lub przewrotnej wizji więzi między kobietą a mężczyzną. W rzeczywistości bowiem „wolne związki” w ogóle nie istnieją, gdyż nie istnieje taki związek, który nie wiąże. Nie istnieje nic, co jest wewnętrznie sprzeczne: ani „sucha woda”, ani „kwadratowe koło”, ani „trójkątny sześcian, ani „czerwona zieleń”, ani „wolny związek”. Ludzie, którzy ulegają mitowi o istnieniu związków, które nie wiążą, deklarują sobie, że się kochają, czyli że żyją w najsilniejszym związku, jaki jest możliwy we wszechświecie, a jednocześnie twierdzą, że w każdej chwili mogą tę drugą osobę opuścić, gdyż żyją w „związku wolnym”, czyli takim, który ich nie wiąże i który ich do niczego nie zobowiązuje. Tacy ludzie używają wewnętrznie sprzecznego wyrażenia po to, by ukryć bolesny dla nich fakt, że ich „wolny związek” to w rzeczywistości związek egoistyczny, a zatem związek niewierny, niepłodny i - z definicji - nietrwały. Taki związek jest wolny naprawdę tylko od jednego: od odpowiedzialności za własne postępowanie i za tę drugą osobę. W „wolnym związku” ta druga osoba traktowana jest jak rodzaj sprzętu domowego, który wypożycza się w sklepie na próbę i którego w każdej chwili można się pozbyć. Kto kocha, ten pragnie czegoś znacznie większego niż romansu albo bycia dla kogoś kolejnym „partnerem”.* Rozumie, że nie jest możliwa miłość na próbę, albo małżeństwo na próbę, gdyż nie jest możliwe życie na próbę. Wie też, że druga osoba nie jest sprzętem, który można wypróbować i ewentualnie zwrócić do sklepu, ale osobą, która godna jest tego, by ją pokochać bezwarunkowo i na zawsze. Dojrzały człowiek potrafi kochać wiernie i nieodwołalnie. Wie, że na świecie istnieją tacy ludzie, którzy potrafią kochać w taki właśnie sposób i tylko z nimi chce wiązać swój los doczesny. Los wieczny zawierza Bogu, który kocha wiernie aż do krzyża i który nie wycofa swojej miłości nawet wtedy, gdy my przestajemy kochać nawet samych siebie. Mit szósty: miłość to naiwność Szósty błąd w odniesieniu do miłości polega na przekonaniu, że miłość oznacza naiwność czy bezwarunkowe podporządkowanie się człowiekowi, którego pokochaliśmy. Typowym przykładem takiej mentalności jest mylne przekonanie niektórych mężczyzn, że z chwilą, gdy zawrą małżeństwo, żona musi trwać przy mężu i nie ma prawa się przed nim bronić nawet wtedy, gdy on ją drastycznie krzywdzi. To prawda, że niektóre sposoby odnoszenia się do drugiego człowieka mogą być przejawem naiwności. Kiedy jednak taka sytuacja ma miejsce, wtedy z pewnością nie jesteśmy dojrzali i nie kochamy. Tam, gdzie pojawia się naiwność, miłość natychmiast odchodzi. Dojrzała miłość jest bowiem nie tylko szczytem dobroci, ale też szczytem roztropnej mądrości i w żadnym przypadku nie da się jej pogodzić z naiwnością. Chrystus poświęcał każdego dnia wiele czasu na to, by swoich słuchaczy uczyć mądrego myślenia właśnie dlatego, by nigdy nie pomylili miłości z naiwnością. On pragnie, byśmy w miłości byli nieskazitelni jak gołębie, a jednocześnie roztropni jak węże (por. Mt 10, 16). Mylenie miłości z naiwnością ma miejsce wtedy, gdy dana osoba kogoś rozpieszcza, albo gdy nie potrafi bronić się przed człowiekiem, który ją krzywdzi, a tę swoją uległość czy bezradność nazywa miłością. Typowym przykładem mylenia miłości z naiwnością jest sytuacja, w której mąż-alkoholik znęca się nad swoją żoną, ona dramatycznie cierpi z tego powodu, on przez całe lata lekceważy to jej cierpienie, a ona mimo to rezygnuje z obrony, licząc na to, że jej cierpienie przemieni kiedyś męża. Tego typu postawa to mylenie miłości z bezradnością lub z naiwnym liczeniem – wbrew oczywistym faktom! – na to, że krzywdziciel wzruszy się kiedyś cierpieniem swojej ofiary i że sam zechce zmienić swoje postępowanie.* Dojrzała miłość nie ma nic wspólnego z naiwnością, z cierpiętnictwem, z podporządkowaniem się krzywdzicielowi, z bezradnością czy z pobłażaniem złu. Człowiek, który dojrzale kocha, potrafi przyjąć najbardziej nawet niezawinione cierpienie, jeśli mobilizuje ono krzywdziciela do tego, by się zastanowił i zmienił. Jeśli jednak krzywdziciel pozostaje obojętny na nasz ból i nie zmienia swego błędnego postępowania, to wtedy pozostaje nam kochać w sposób coraz bardziej twardy. W taki właśnie sposób kochał ojciec swego marnotrawnego syna dopóty, dopóki ów syn błądził i nie nawracał się. Ojciec nie wycofał miłości, ale też nie szedł do syna, nie zawoził mu jedzenia czy ubrania, ani nie wysyłał pieniędzy. Stosował zasadę: ty błądzisz, ty ponosisz bolesne konsekwencje i cierpisz. Kochający ojciec okazał swoje przebaczenie i wyprawił synowi ucztę dopiero wtedy, gdy syn się zastanowił i zmienił. W sytuacji skrajnej, gdy przychodzi nam kochać kogoś, kto nie kocha i kto usiłuje nas drastycznie krzywdzić, pozostaje już tylko miłość na odległość – do separacji małżeńskiej włącznie – dopóki błądzący nie nawróci się i nie zacznie kochać. W mądrej miłości, której uczy nas Chrystus, obowiązuje zasada: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. sumie przeczytałem i niewiele w tym ciekawych rzeczy :F To z wolnymi związkami brzmi prawie jak kazanie, a wypowiada się ksiądz, więc z natury osoba ograniczona empirycznie w tej materii :F Abstrahując jednak, trochę się wynudziłem, choć może dlatego, że sam temat mnie nudzi :DJared, może kogoś zaciekawi :)Zapewne :P...niePS Ksiądz, a więc osoba poświęcona związkowi z Bogiem – najczęściej na całe życie, poświęcając ewentualną rodzinę (abstrahując, czy wierzysz w Boga, czy nie) jest empirycznie daleka od opisywania związków? Oczywiście, ks. empirycznie Boga nie dotknął, jak mąż żony, ale czy sam fakt wiary w Boga i związek z Nim, a nie z kobietą, podważa jego doświadczenia? Ksiądz miewa również trudności w związku z Bogiem, jak ja w związku z kobieta. Czyli , moim zdaniem, ma empiryczne podstawy do mówienia w związkach .*o związkach myszka Neurotyka :)Ma takie podstawy jak pani posłanka Pawłowicz, która wie wiele o związkach, bo dużo czytała :PNie rozumiesz mnie:)Nie wiem czy w ogóle można porównać miłość do Boga do takiej "zwyczajnej" :FDo ostatniej wypowiedzi NeurotykaNie wiem czy w ogóle można porównać miłość do Boga do takiej "zwyczajnej" :F No to, teraz mnie zrozumiałeś :)Ej, ksiądz o miłości wie tyle co Ty Neuro o napięciu przedmiesiączkowym, czyli tyle co usłyszy/przeczyta. Chcesz usłyszeć całą prawdę o miłości, proszzzz... "Prawdziwa miłość zawsze pozostaje niezmienna bez względu ma to, czy wszystko dostaje, czy też wszystkiego jej odmówiona." Johann Wolfgang GoetheNawet cytat z błędami żem napisala, sorrrry xDTo już jakaś nowa tradycja - codziennie nowy gówniany wątek Mam dość opowi, Neurotyka i jego portalu widmo PozdrawiamBuczybór dał dobry cytat :PRitha, nie czytałaś artykułu chyba. Miłość nie jako uczucie. A efekt przedmiesiączkowy to fizjologia. Nuncjusz, nie codziennie. Artykuł może komuś się przyda a wątek uważam za ciekawy dopóki nie zrobicie z niego jaj. Żegnam. Wolałbym taki artykuł, który stara się udowodnić, że miłość to nie tylko jakieś tam procesy w mózgu :PCzytam te "Wasze" artykułyi serio probuje sie w trakcie nie wyłączać. Nuncjo malo Cię!Ja bym nieśmiało proponował podstawić powyższe do tego dziwacznego związku jakim jest macierzyństwo. Dziwnie nie pasuje mi tu kilka sformułowań, ale może to tylko moje koślawe spojrzenie. I pół serio zapytam czy ktokolwiek wie w jaki sposób kapłani wszystkich religii nawiązują kontakty ze swoimi Bogami? Jak powiedział jeden mądry blogowicz; bogowie przychodzą i odchodzą ale kapłani są ponadczasowi. Co mężczyzna może wiedzieć o macierzyństwie i jego imperatywach? Nie neguję całości przedstawionych argumentów ! Neguję ich rzekomą uniwersalność. Na pewno warto je poznać i jeszcze bardziej warto przez chwilę nad nimi rozumiem celu powstania tego watku , do usunieciana fb sobie takie rzeczy wrzucajcieBędę tutaj wrzucał, nikt nie będzie nie cenzurował. Jak bolą Cię słowa z artykułu, mam radę - nie czytaj. Sam się wrzuć na fb. *mnie cenzurował "Mit drugi: miłość to uczucie i zakochanie" I tu się nie zgodzie XD Miłość to uczucie. Zmienne możesz mieć nastroje, albo emocje XD Uczucia są trwałe i są częścią nas samych. Reszty nie czytałem bo brzmi to jak kazanie xd" Bo kto miłości nie czuje ten gej i lubi chuje " Ja przed chwiląNerdzie, dlatego nie wiesz o czym teraz piszesz, bo nie czytałeś NA TEMAT JAKIEJ MIŁOŚCI pisze autor artykułu. Miłości nie jak o uczuciu. Jeżeli nie jesteś IGNORANTEM radzę przeczytać całość, dopiero potem się rób sobie jaja – są mądrzejsi od Ciebie i oni coś wciągną dla siebie z tekstu. *wyciągną. Najśmieszniejsze jest to, że gdybym wyjął odwołania do religii, a zostawił resztę, to tekst byłby potraktowany co najmniej obojętnie, bez szyderstw. Jesteście ponurzy:) Neurotyk Ksiądz pomylił miłość z zauroczenie i tyle XDzauroczeniem*Miłość to: Imtymność+namiętność+ZAANGARZOWANIEZnasz inne definicje miłości, niźli psychologiczne? Filozoficzne?Ale innych nie ma XD Definicje miłości "filozoficznej" pokazuje ci w tekście ksiądz. Ja twierdze, że filozofia to za mało, by wyjaśnić stany emocjonalne człowieka. Nerdzie, ale miłość o której piszesz, że jej nie ma, takiej definicji, jest z jakby to ująć, uprawiana z fajnym skutkiem przez wielu ludzi, tylko do tego trzeba też dojrzeć. Na sam nie jestem do niej dojrzały. Nerdzie, nie tylko to, co jest w książkach od psychologii istnieje de facto, istnieje miłość którą można zobaczyć, a nie odzwierciedlenia w badaniach nad mózgiem, że tak się wyrażę. Jakkolwiek nie nazwiemy tej miłości, czy to wykwit kultury, czy filozofii Chrześcijańskiej, taka miłość istnieje realnie, wiec jako młody naukowiec, psycholog, nie powinieneś jej wykluczać z potencjalnych obiektów badań. Choć rozumiem ,że to bardziej zadanie dla socjologów, antropologów, filozofów, aniżeli bardziej twojej nauki, która jest ściślejsza, bo oparta na empirycznych dowodach (psychiatra i inne - neurologia, popraw mnie).*nie odzwierciedlona Myślę, że to kwestia wyboru, czy chcemy szukać miłości wyższej. Także tak, masz rację. Dobrze wszystko opisujesz. I ja mam rację też, bo posługuję się innymi tak na marginesie to czym według Autora jest miłość? Bo jakoś nie doczytałem. Zanegować można wszystko, ale zdefiniować...Trochę to przypomina krytykę a nie pochwałę. Skoro nie jest uczuciem a stanem to jakby wg autora miało to mieć wymiar metafizyczny. No to może dołożyć do tego mniejszych braci; czy pies lub kot warujący na grobie to obraz miłości, czy też może miłość to przymiot wyłącznie ludzi białych i ochrzczonych? Jeśli nie zdefiniujemy czym jest miłość to jak chcemy określać co jest mitem a co nie? Trochę to dyskusja o kolorach. Mój czerwony to nie ten, o którym myślisz... "Są trzy wiara, nadzieja, miłość - a z nich największa jest miłość" Rz. 8,13 Skoro miłość jest zmienna, to czy wiara też? XDRz. sory XDHejoO wszystkim można pisać w wielkich słowach. Byle z sensem XDKarawanie, jeśli zagłębisz się w inne teksty autora na pewno znajdziesz definicję miłości, aczkolwiek poprzez negację, jak w tekście, można zbudować obraz miłości i jej definicję za pomocą kontrastu. Uważam, że jedynie zmusić do interpretacji i nakłonić do rozmyślań, ale efekty będą bardzo indywidualne i subiektywne. Zostawiam zainteresowanych z tekstem, ale dodam, aby dać wyobrażenie miłości opisanej (poprzez negację) w artykule: Nerd i chyba inni też, dyskutują na poziomie "wszystko płynie zgodnie z emocjami, uczuciami, które są pochodnymi". I tak człowiek żyje, każdy. Ja mówiłem natomiast na poziomie – i na takim poziomie jest opisana miłość – poziomie dążenia do ideału, czyli dobra. Jest to poziom absolutny – bo co może być wyżej od dobra? Jest to miłość świadoma, wybrana, wbrew emocjom, przecząca niedoskonałości człowieka, jego wad, idąca pod prąd, czyli czyniąca lepszym – nie zaś miłość-uczucie, ktore jest niespokojne niespokojną "duszą" (nazwijmy to umysłem) człowieka. Dobranoc. Ps Fajne akapit: Wie, że miłość to świadoma i dobrowolna postawa, a uczucia to tylko jeden ze sposobów przeżywania i okazywania miłości. Miłość to kwestia wolności i daru, a uczucia to kwestia potrzeb i spontaniczności. Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi, a uczucia skupiają nas na naszych własnych przeżyciach i potrzebach. Miłość jest szczytem bezinteresowności i wolności, a więzi oparte na potrzebach emocjonalnych prowadzą do zależności od drugiej osoby i do agresywnej zazdrości o tę osobę. Miłość owocuje pogodą ducha i spokojem, a skupianie się na uczuciach prowadzi do wewnętrznych niepokojów i napięć. Kochać na swój własny niepowtarzalny sposób- nie definiować. Każdy przeżywa i widzi sobie Miodka dobre reczy gada nauczycie sie od niego : jak poprawnie pisać dialogi , jak poprwanie pisać tytuły , krwi krew nierowna , oraz Najlepsza Ksiązka Świata czyli pisanie z błędami: świat wg dziecka zapraszamy !!!..." Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi" - czyli jednak myśli i uczucia. Na marginesie stara zagadka: kto jest lepszy dla społeczęństwa Egoista czy Altruista? Egoista ! Altruista szkodzi i sobie i innym a Egoista tylko innym. Obawiam się, że Autor próbował wynaleźć kwadratowe koło, ale jakoś mu nie za bardzo wychodziło. Kwestia "dobre", "złe" jest bardzo "gumowa" - vide Kali. Obawiam się, Karawanie, że nie rozumiem o czym piszesz – usystematyzuj myśli, a potem pisz. Moja rada. Karawan: ." Miłość skupia nas na trosce o innych ludzi" - czyli jednak myśli i uczucia. Mówisz o trosce powodowanej uczuciami, emocjami, a chodzi o świadomą troskę, jak na przykład troskę o wroga, gdzie emocje karzą coś zupełnie innego od miłości, o której pisze autor. Kwestia "dobre", "złe" jest bardzo "gumowa" Pojęcie dobra i zła nie są względne i rozciągliwe jak guma? – to relatywizm. *są względne Neurotyk to twoim zdaniem miłości nie czujemy? Bo już się pogubiłem w tej twoim oratorium. Każdy człowiek ma uczucia niższego i wyższego rzędu. Uczucia niższego rzędu to takie, które przypisujemy nie tylko ludziom, ale i zwierzętom (np. agresję). Wyższego rzędu to te, które przypisujemy człowiekowi (np. miłość). To nie jest tak, że uczucia prowadzą do wyrządzania innym krzywdy, to wymieszanie np. agresji z zauroczeniem powoduje przemoc i zazdrość. Ale to nie jest miłość! Sam Apostoł Paweł pisze: Miłość bliźniemu krzywdy nie wyrządza. I jeszcze jedno, ze mną tak łatwo ci nie pójdzie, byłem ewangelizatorem przez 5 lat. Tak się składa, że nawet z punktu teologicznego, to co napisał ten ksiądz nie ma sensu . Pojęcie dobra i zła jest względne w wymiarze człowieka. Inaczej KK nie popierałby choćby Musoliniego, by odzyskać Watykan w 1922 roku, gdyby kierował się współczesnymj miernikami (faszyzm jako zło) i nie popierałby go dla kawałka ziemi. To też twoim zdaniem jest relatywizm?Panie N z całym szacunkiem próbowałem przekazać, że Autor popełnia manipulacje oraz, że w Jego wywodach łatwo znaleźć dziury wielkości kosmosu. Każde ze stworzeń różni się od pozostałych. Ludzie też tak mają. Taka jest natura życia, świata, wszechświata wreszcie. Autor próbował przedstawić swoją teorię na temat pojęcia abstrakcyjnego, a to z powodów czysto logicznych sprowadza się do subiektywnego potraktowania zagadnienia. Miłość to pojęcie abstrakcyjne ( mówię o pojęciu! ) takie jak sprawiedliwość. Abstrakcyjny znaczy oderwany, nierzeczywisty. Stąd już tylko maleńki kroczek, aby wszelkiego rodzaju próby zdefiniowania określić jako kwadraturę koła. Czy miłość istnieje? Tak! Czy ta miłość, którą czuję, mam, którą po prostu żyję jest taka jak Twoja? Na pewno nie! Czy moja jest gorsza od miłości mojego kota? A kto pyta; kot czy ja? Ot i tyle. Wiem, że płaskie i mało wzniosłe, ale to trochę jak z seksem; dla tych co w środku piękne do zatracenia, dla tych co na zewnątrz - dyskusyjne. Kłótnie nie zawsze są złe. Często oznaczają, że nam zależy, że próbujemy załatwić coś istotnego. Ale kłócić się trzeba umieć – w przeciwnym razie stają się destruktywne. Sprawdź, co o anatomii kłótni mówi psycholog Marta Wróbel-Rakowska z Centrum Terapii Dialog. Rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki Kochamy, się jesteśmy razem, a jednak się kłócimy. Dlaczego? Najczęściej kłócenie się jest sposobem na wyrażenie emocji takich jak gniew i złość. Czasami powodem kłótni są emocje i stres w ogóle niezwiązane z sytuacją, o którą się kłócimy, czy z naszym związkiem. Tak się dzieje, gdy w ciągu dnia zbieramy i przeżywamy różne emocje, napięcia i z całym tym bagażem docieramy do domu. On tam nie znika. Radzimy sobie z nim na różne sposoby. Zdarza się, że w sposób konstruktywny i zdrowy – na przykład bierzemy kąpiel, uprawiamy sport, ale czasem robimy też mniej pożyteczne rzeczy i jedną z nich jest kłótnia, która bywa najszybszym i dość łatwym sposobem wyładowania napięcia. Zwykle jednak, kiedy się kłócimy, to znaczy, że coś jest dla nas ważne, na czymś, na kimś nam zależy. W relacji często kłócimy się dlatego, że chcemy, aby nasz związek był „jakiś”, np. czuły, romantyczny albo pełen przygód. Ponadto zwykle chcemy, aby był idealny i na początku nawet taki nam się wydaje. Ale z biegiem czasu okazuje się, że wcale nie jest idealnie i nasze marzenia się nie spełniają. Pojawia się więc złość, zaczynamy walczyć o nasze niezaspokojone potrzeby. Nie zawsze jednak jasno zdajemy sobie sprawę, czego nam tak naprawdę brak, czego potrzebujemy lub czego byśmy nie chcieli. Czy kłótnie są lepsze niż ich brak? Najczęściej tak. Jeżeli się kłócimy, to znaczy że nam zależy. Próbujemy coś z tym zrobić, więc jest to element działania. Oczywiście zdarza się, że kłótnie są destrukcyjne - jeśli jest ich za dużo, jeśli w trakcie dzieją się rzeczy, które niszczą relację, np. krytyka, poniżanie drugiej strony. To nie prowadzi do niczego dobrego. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że kłótnia może być energią dającą szansę na to, żeby otworzyć się przed partnerem i zakomunikować coś ważnego, pokazać - nie tylko za pomocą słów, ale też emocji i zaangażowania. Ale kłótnie nie zawsze są dobre... Oczywiście, nie każda kłótnia przynosi coś dobrego. Te niedobre często są wynikiem tego, że nie umiemy mówić o swoich potrzebach i pragnieniach. Pokazują, że mamy kłopoty w komunikacji. Kiedy czujemy, że tak jest, warto przyjrzeć się, o co tak naprawdę nam chodzi. Bo czasami nie bardzo zdajemy sobie sprawę z tego, co jest dla nas ważne. Często kłótnie dotyczą rzeczy, wydawałoby się, błahych, na przykład nieposprzątania po kolacji. Czasem warto się zastanawiać, z czego ta kłótnia wynika, dlaczego te wydawałoby się - proste do rozmowy tematy - wcale w tej najbliższej relacji takie nie są. Jak możemy się tego dowiedzieć? Kiedy nie możemy dojść do porozumienia, czy idziemy dzisiaj do knajpy z włoskim czy z hinduskim jedzeniem, albo czy pójdziemy na rower, czy popływać i zaczynamy się o to kłócić, a ta kłótnia eskaluje, to warto zatrzymać się i zastanowić się dlaczego tak jest. Świetne efekty daje metoda porozumienia bez przemocy. To sposób komunikowania się, którego twórcą jest Marshall Rosenberg. Polega na skupieniu uwagi na uczuciach i potrzebach własnych oraz rozmówcy, a posługuje się także specyficznymi formami języka, co pozwala na ograniczenie możliwości wystąpienia przemocy w dialogu. Taki empatyczny wobec siebie i partnera sposób komunikacji ma doprowadzić do pojednania, do rozwiązania konfliktu, przy jednoczesnym pozostaniu uważnym na własne potrzeby oraz emocje. Jak to się odbywa? Pierwszym szalenie ważnym etapem jest skupienie się na sobie, przyjrzenie się sytuacji, temu, co ja w danym momencie/sytuacji czuję, czego ja potrzebuję. Więc gdy kłócimy się na przykład o urlop - w górach czy nad morzem i mamy poczucie, że nigdy nie możemy dojść w tej kwestii do porozumienia, że utknęliśmy we wzajemnej złości i żalu, że druga osoba nie chce nam dać tego, na czym nam zależy, że coś na nas wymusza, to przyjrzyjmy się najpierw temu, jakie potrzeby stoją za tym, że tego chcemy. Jeśli moją propozycją był wyjazd nad morze i o to walczę i nie chcę odpuścić, to jaka potrzeba za tym stoi? Co się ze mną dzieje, kiedy myślę o wyjeździe nad morze, jakie mam skojarzenie z tym miejscem, wspomnienia, wyobrażenia o tym wyjeździe? Niewykluczone, że w rezultacie zobaczę wtedy, że oprócz złości na partnera czuję na przykład jakąś tęsknotę, może potrzebuję odpoczynku, spokoju, ciszy zwolnienia tempa i czuję, że właśnie tam to osiągnę. Kiedy to sobie nazwę, łatwiej będzie mi wyjść z takim komunikatem do partnera i pokazać mu, o co mi tak naprawdę chodzi. Wtedy jest czas na kolejny krok – przyjrzenie się temu, czego potrzebuje partner. Może jemu zależy na aktywności, ruchu, na jakimś rodzaju zabawy, działaniu. Jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, jakie potrzeby związane są z tym, o co walczymy, to okazuje się, że łatwiej jest się dogadać i porozumieć. Chodzi o to, żeby się nawzajem słuchać. Warunkiem jest wrażliwość na to, co druga osoba mówi i zrozumienie. Znacznie łatwiej jest się porozumieć, kiedy rozmawia się o swoich potrzebach. Trudno zaś wtedy, gdy koncentrujemy się na obwinianiu i oskarżaniu drugiej osoby o to, że nie daje nam tego, czego chcemy. Jednymi z najczęstszych są kłótnie o podział obowiązków domowych. Czy za nimi też kryją się jakieś potrzeby? W każdej parze taka kłótnia może dotyczyć czegoś innego i ważnego. Warto pamiętać, że znaczenie ma też to, z jakimi doświadczeniami wchodzimy w związek, zarówno z domu rodzinnego, jak i poprzednich relacji. Wyobrażenie podziału obowiązków często wiąże się z przekonaniem co do najlepszego modelu, często tego z domu rodzinnego. Ale doświadczenia partnerów mogą się znacznie różnić: czyli na przykład u mnie w rodzinie było tak, że mama nie pracowała i zajmowała się domem, a tata pracował i w związku z tym nie brał na siebie obowiązków domowych, zaś partner pochodzi z domu, w którym to właśnie ojciec przejął na siebie obowiązki domowe, a matka zajmowała się pracą zawodową, albo dzielili się tymi obowiązkami po równo. Jeśli więc mamy różne doświadczenia i wspomnienia z domu rodzinnego, a także różne oczekiwania, to robi się kłopot. W takiej sytuacji pomóc może uświadomienie sobie, z czego wynika moje przekonanie, którego się tak sztywno trzymam, a potem odpowiedź na pytanie, czy naprawdę tak musi być w mojej relacji. Uświadomienie sobie odpowiedzi na nie sprawi, że będę skłonna bardziej otworzyć się na to, czego chce partner. Trzeba się nawzajem posłuchać i usłyszeć, jak kto sobie wyobraża podział obowiązków, a potem uzgodnić, jak ma wyglądać to u nas. Najlepiej oczywiście zrobić to na początku wspólnego zamieszkania, choć częściej nie uzgadniamy takich rzeczy, bo jesteśmy przekonani, że jakoś to będzie albo pewni, że partner ma dokładnie taką samą wizję relacji i podziału obowiązków jak ja. Potem okazać się może, że wcale tak nie jest. Mamy więc wizję związku idealnego, w którym wiele rzeczy układa się samo, życie jednak weryfikuje takie wyobrażenia i często jednak trzeba wiele spraw dogadać. To może pomóc uniknąć wielu trudnych sytuacji później. Taką rozmowę można odbyć na każdym etapie związku, nie ma tak, że potem już nie wypada wracać do tego tematu. Kiedy zauważamy, że coś jest nie tak potraktujmy to jako impuls do rozmowy i uzgodnienia jak to ma wyglądać. Może taki podział obowiązków rozwiąże część naszych problemów. To, jak się poczujemy po takiej rozmowie, będzie dla nas sygnałem, czy naprawdę o to chodziło. Co jeszcze może kryć się pod złością na przykład o rozrzucone na podłodze skarpetki? Czasami jest to tylko złość, że znowu skarpetki leżą na ziemi, a nie w koszu na brudną bieliznę. Ale czasami ta bardzo prozaiczna sytuacja może wiązać się z dużo ważniejszymi tematami. Kiedy na przykład widzę, że mój partner nie zmywa po sobie naczyń albo ogląda wieczorem telewizję zamiast położyć się ze mną do łóżka, może to przywoływać skojarzenia z jakimiś doświadczeniami z przeszłości. I zamiast zwykłej złości na to, że tak postępuje poświęcamy tej sytuacji o wiele więcej uwagi niż to warte, np. wyobrażamy sobie, że nasz partner nie dba o nas, nie szanuje nas, nie kocha. Jeśli miałam w przeszłości takie doświadczenie z rodziną, że czułam się tam nieważna, pomijana, to wtedy łatwo mi pomyśleć, że taki niepozmywany talerz znowu oznacza, że nikt się ze mną nie liczy, jestem nieważna dla swojego partnera. Jeżeli byłam traktowana w sposób agresywny, to mogę to odbierać wręcz jako wrogość albo złośliwość. Jednak jeśli miałam dobre relacje z bliskimi, dom, w którym byłam słuchana, gdzie moje potrzeby były spełnione, wtedy najczęściej widzę tylko brudny talerz, a nie wyraz braku zaangażowania, pogardy czy złego traktowania. Jak zacząć rozmowę i nie wywołać kłótni, kiedy mamy w sobie dużo złości w związku z jakąś sytuacją, gdy jesteśmy zawiedzeni zachowaniem partnera? Kłótnie są potrzebne, ale takie, w których wyrażamy naszą złość i gniew, a nie takie, w których stajemy się agresywni, przymuszamy i dominujemy drugą osobę. Jeśli oprócz gniewu towarzyszy nam w kłótni rozczarowanie, zawód, to najczęściej okazuje się, że partner albo ten związek czegoś istotnego nam nie daje. Zawód to uczucie większego kalibru niż sama złość czy gniew, dlatego ważne jest, żeby próbować o tym rozmawiać i wyjaśnić. Tylko to zwiększy szanse na to, że coś się zmieni. Pierwszym punktem jest sprawdzenie, co wywołało zawód, co to za sytuacja lub zachowanie wywołuje u nas takie uczucie. Np. chcemy umówić się popołudniu na randkę, a partner mówi, że musi zostać dłużej w pracy. Jeśli oprócz zwykłego rozczarowania odczuwam wtedy złość, smutek i zawód, to dobrze jest sprawdzić, jak interpretuję to zachowanie mojego partnera i jakie moje zawiedzione potrzeby stoją za tymi emocjami. Może to potrzeba bliskości, pobycia tylko razem, a może poczucie odrzucenia? Jeśli już mam te informacje, to mogę skierować do swojego partnera prośbę w tej sprawie. I to leży po mojej stronie, a nie partnera, żeby swoje uczucia i potrzeby zakomunikować, a na dodatek poprosić o coś. Bywa to oczywiście bardzo trudne. A co, jeśli on na to nie odpowie? Robi się kłopot. Bo to, co jest ważne w tym momencie, to żeby bliska osoba odpowiedziała tym samym – wyrażeniem swoich uczuć i potrzeb. Powody odwołania randki mogą być różne – może partner jest bardzo zestresowany pracą, może musi czegoś dopilnować i dlatego odmawia lub ciągle przekłada randki. Ale może powód dotyczy związku, w którym coś nie gra i partner unika konfrontacji. Warto w tym momencie zaznaczyć, że jeśli pojawia się problem, to możemy się kłócić i walczyć, ale możemy też się wycofywać. To jest inny sposób radzenia sobie z czymś, czego nie chcemy. Często nawet sobie tego nie uświadamiamy. On nie mówi, że coś mu przeszkadza, a my tego „nie zauważamy”? Dokładnie. To bywa trudne, bo w związku z kimś, kto jest nam bardzo bliski, chcielibyśmy najwięcej dostać, ale też jednocześnie najbardziej boimy się odrzucenia, boimy się odsłonić. Nikt nie może nas tak bardzo zranić, jak ta najbliższa nam osoba. Powiedzenie: „To zachowanie mnie zabolało, przeszkadza mi, boję się ciebie stracić albo brakuje mi czegoś, czuję się niepewny” - bywa tak trudne, że czasami potrzebna jest pomoc terapeuty. Wtedy warto się po nią udać. Kiedy czujemy, że nie wszystko jest tak, jak sobie wymarzyliśmy, powinniśmy dążyć do idealnego związku? Do idealnego nigdy. Warto nie tracić nadziei na bliskość, nawet kiedy czasami nie uda nam się dogadać. Dobrze jeśli zdajemy sobie sprawę z tego, co jest nie tak, bo wtedy mamy szansę coś z tym zrobić. Jeśli te „niedogadania” nie są nadmiarowe, jeśli raz traci jedna osoba, raz druga, to można zaakceptować, że nasz związek nie zawsze da nam to, czego oczekujemy i że nie jest idealny. To nic złego. Związek z założenia nie jest idealny i jeśli pogodzimy się z tym i pożegnamy z tą iluzją, będzie nam łatwiej. Można mimo to mieć poczucie szczęścia i spełnienia. Inaczej jest, kiedy zawsze tylko jedna osoba musi z czegoś rezygnować, coś poświęcić - taka nierówność bardzo szkodzi związkowi. Co zrobić, gdy w czasie kłótni zaczynamy obwiniać się o błędy i sytuacje, które popełniliśmy w przeszłości? Najlepiej, aby kłótnia dotyczyła konkretnie tej jednej rzeczy, jednej sytuacji, jednego wydarzenia, jednej sprawy, a nie była kłótnią o wszystko, co się wydarzyło wcześniej. Tylko wtedy ma szansę doprowadzić do rozwiązania, a nie pozostawić nas w poczuciu złości. Dobrze się trzymać tej zasady, choć to może być trudne. Bo kiedy się kłócimy, często nagle przypominają nam się wszystkie złe momenty z przeszłości naszej relacji. Tak działa nasz mózg, to jest takie nasze ewolucyjne przystosowanie, że trudne, bolesne momenty zapamiętujemy lepiej – ma nas to motywować do ucieczki w sytuacji zagrożenia. I wtedy łatwo o niesprawiedliwe słowa „ty nigdy...”, „ty zawsze...”. Z pomocą może przyjść tu nasza głowa, żeby próbować namawiać siebie samego, aby tego nie robić. Ale warto też wyciągnąć wnioski, że jeżeli jakiś temat wraca do nas tak często, a z nim złe emocje, to zwykle jest to coś ważnego, co nie zostało odpowiednio rozwiązane, zadbane. Nasze rozczarowanie, żal, który mieliśmy o tę sytuację, nie zostały do końca przepracowane, przeżyte, nazwane. Być może nie dostaliśmy od naszego partnera tego, na co liczyliśmy w tej sytuacji. Może zrozumienia, przeproszenia, albo po prostu wysłuchania. Może jednak warto wrócić do tej sytuacji, bo dotyczy czegoś głębszego w naszej relacji. Czasem po prostu nie umiemy odpuścić, wybaczyć... Tak, i nosimy w sobie te krzywdy, które ciągle do nas wracają. To może być problem w relacji, ale może to być też jakiś nasz problem osobisty, którym warto się zająć bardziej indywidualnie. Bo może partner nie dał nam tego, co w tej sytuacji było nam potrzebne: nie przeprosił nas za to, źle zareagował. Ale może mam złe doświadczenia z przeszłości, jakieś silne zranienia, które teraz sprawiają, że każda nowa krzywda zostaje we mnie bardzo mocno i choć dostanę to, co powinnam w takiej sytuacji, nadal nie mogę wybaczyć. W każdym razie jeśli coś do nas często wraca, to jest to sygnał, że chodzi o coś ważnego. Powinniśmy wtedy usiąść z partnerem i porozmawiać, dlaczego to tak często wraca, o co w tym chodzi. Powinniśmy zajrzeć w swoje uczucia, we wspomnienia, przyjrzeć się skojarzeniom i powiedzieć partnerowi wprost: ja potrzebowałam wtedy od ciebie tego czy czegoś innego i tego nie dostałam, porozmawiać o tym, dlaczego tak się stało i dlaczego to w sobie noszę. Co zrobić w sytuacji, gdy jeden z partnerów podczas kłótni zamyka się w sobie i nie chce rozmawiać? To jest bardzo trudne i dość częste. Terapeutka Sue Johnson, która zajmuje się terapią skoncentrowaną na emocjach nazywa taki wzorzec relacji „polką protestacyjną”. Według niej jest kilka wzorców bycia w relacji. Najczęstsza jest taka, kiedy szukamy winnego i nawzajem obwiniamy się i walczymy ze sobą. Kolejny, gdy oboje się wycofujemy, nie komunikujemy się ze sobą, nie mówimy o tym co nas boli, dotyka, złości i odsuwamy się od siebie. I następny to właśnie polka protestacyjna, która polega na tym, że jedna osoba walczy, domaga się czegoś, chce ustaleń, a druga się wycofuje, co najczęściej wywołuje jeszcze większą złość u tej pierwszej osoby i jeszcze większe wycofywanie się jej partnera. Takie wycofanie jest bardzo często reakcją obronną na atak. Nie umiemy sobie radzić ze złością, która nas dotyka, często ma to korzenie w przeszłości i teraz powielamy taki wzorzec. Paradoks polega na tym, że im bardziej jeden partner naciska, tym bardziej drugi się wycofuje. A im bardziej ten drugi się wycofuje, tym bardziej pierwszy naciska. I mamy błędne koło. Co więc zrobić żeby z tego wyjść? Często osoba atakowana myśli: „Skoro ona/on mnie rani, atakuje, ciągle jest ze mnie niezadowolona/y, jedyne co mogę zrobić to odsunąć się”. A ta druga ma przekonanie: „Muszę naciskać, wymuszać jakąś reakcję, bo on/ona ciągle nie reaguje”. Trzeba wtedy zajrzeć głębiej. Często osoba, która walczy, robi to dlatego, że kocha, że jej zależy i taki ma sposób domagania się tego czego potrzebuje, np. poczucia bezpieczeństwa czy uwagi. I równie często ta druga osoba także chce tego samego, ale tak bardzo boi się to pokazać i tego że może zostać zraniona, że woli się odsunąć, aby nie odczuwać bólu. Jeżeli udrożnimy komunikację między sobą najczęściej udaje się dogadać. W rozmowie najlepiej skupiać się jednak na sobie, a nie na partnerze. Jak to? Bo to, co nas pozytywnie wzmacnia, napędza, nakręca, gdy mamy dużo złości w sobie, to mechanizm szukania winnego. Dlatego, gdy złoszczę się, kiedy partner milczy, gdy znowu nie wrócił do sypialni na noc, najczęściej krzyczę na niego z tego powodu. A on właśnie wtedy się wycofuje i ucieka. Zamknięte koło. Trzeba się zastanowić się, co ja takiego czuję, czego się boję, że unikam. A kiedy czuję złość, próbować dotrzeć do tego co jest pod tą złością. Najczęściej są to obawy o to, że ktoś nas zrani, że coś stracimy, że nie będziemy blisko, że nie będziemy ważni dla drugiej osoby. Jeśli dotrzemy do tej obawy, to mamy już drogę do tego, żeby zacząć o tym mówić. Jeśli powiemy o swojej obawie, to mamy szansę na to, że ta druga osoba nas zrozumie. Można wyjść z narastającej kłótni? Dobrze jest się zatrzymać. Oczywiście zależy to od naszych temperamentów i naszego wyposażenia neurologicznego. Bo możemy być „gorącymi” osobami, u których to napięcie szybko narasta i szybko je wyładowujemy. Wtedy rzeczywiście może dochodzić do eskalacji kłótni, która doprowadza do wzajemnego ranienia się i dewastacji związku. Osoba z gorącym temperamentem może szukać metod zatrzymania się. Liczymy do 10, wychodzimy z pokoju na pięć minut albo czasami na dłużej. Ale zawsze zapowiadamy to drugiej osobie, żeby nie uznała, że uciekamy. Zresztą, jeśli zauważamy taki problem, warto ustalić zasady kłótni wcześniej. Możemy przecież powiedzieć drugiej osobie: „Jak poczuję, że już się we mnie gotuje i zaraz zrobię coś takiego, co zepsuje naszą relację, albo powiem coś, co zrobi spustoszenie, to muszę się zatrzymać, nie odbierz tego źle”. Można ustalić sobie jakieś hasło, które będzie oznaczało przerwę, ale nie dlatego, że ja się odwracam i nie chcę więcej rozmawiać, ale tylko dlatego, że nie chcę popsuć bardziej. Szukamy sposobów na wyciszenie się, skonfrontowanie z tym, co mnie aż tak wzburzyło. Kiedy to odkryję, idę krok dalej – szukam, jak to nazwać i jak zakomunikować to partnerowi, jakich słów użyć, by powiedzieć o swoich uczuciach i potrzebach. A więc studzę emocje i wracam do rozmowy, gdy poczuję, że jestem już spokojna. Jeśli mamy dwoje takich złośników, to podczas kłótni pojawiają się burze z piorunami, które bardzo trudno jest okiełznać i zatrzymać, przy czym niektórzy to lubią. Bywa, że wyładowanie przynosi ulgę. Jeśli podstawą jest głęboka więź, takie gorące kłótnie nie muszą psuć relacji. Ale myślę, że takie wyładowania nie zastąpią prawdziwej, szczerej rozmowy, która potrzebuje lepszych warunków pogodowych. Oczywiście jest jeszcze trudniej, bo oni nawzajem mogą się nie rozumieć, choć są podobnie skonstruowani. Znając siebie nawzajem można wiele dogadać, o ile jest szacunek dla partnera, także w czasie kłótni. Jeśli szanujemy się, chcemy poznać siebie nawzajem, jeśli chcemy się rozumieć i współpracować ze sobą, jest duża szansa, że zbudujemy dobry związek na lata. Monika Wysocka, Marta Wróbel-Rakowska, psycholog i psychoterapeutka, Zajmuje się psychoterapią par, psychoterapią zaburzeń osobowości i nastroju, pracą z osobami, które wychowywały się w dysfunkcyjnych rodzinach (DDA i DDD), obecnie w Centrum Terapii Dialog. Ma ponad 12 lat doświadczenia pracy z pacjentami, które zdobywała w Warszawskim Domu pod Fontanną – ośrodku wsparcia dla osób doświadczających problemów zdrowia psychicznego, w Akademickim Ośrodku Psychoterapii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Ośrodku Psychoterapii "Ogród" Instytutu Psychologii Zdrowia PTP. Ukończyła czteroletnie podyplomowe szkolenie psychoterapeutyczne w Szkole Psychoterapii Instytutu Psychologii Zdrowia akredytowanej przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. Nie grozi ci w nim nuda, ale nie dzielisz codzienności z ukochanym. Wady i zalety związków na odległość. Stosunki międzymiastowe ofeminin Foto: Ofeminin Związek na odległość to w dzisiejszych czasach normalność. Dużo pracujemy, także w innych miastach i krajach. Świat dzięki nowym technologiom się kurczy, dystanse maleją. Można być bliżej nawet będąc daleko. Budowanie i utrzymywanie związku na odegłość wynika prawie zawsze z przymusowej sytuacji i, o czym warto pamiętać, stanowi tymczasową alternatywę. Może więc warto rozłąkę przecierpieć? A może lepiej w ogóle nie zawracać sobie głowy i szukać kogoś, kto zawsze będzie "pod bokiem"? Jakie są jednak wady i zalety życia we dwoje na odległość? Czego wymaga od partnerów taki związek. Jak być razem będąc osobno? Odpowiadamy na te pytania z pomocą psycholog Adriany Klos. Na zdjęciu: bohaterowie komedii "Stosunki międzymiastowe", Erin (Drew Barrymore) i Garrett (Justin Long), którzy w zabawny sposób szukali sposobów na związek na odległość. Miłość zawieszona między San Francisco a Nowym Jorkiem przetrwała. *Adriana Klos jest psychologiem i psychoterapeutą warszawskiego Ośrodka Rozwoju i Psychoterapii „Strefa Zmiany” Wady i niebezpieczeństwa ofeminin Foto: Ofeminin Człowiek jest zwierzęciem standym i nie znosi samotności. Szczęście to również dzielenie się wszelkimi aspektami życia z drugim człowiekiem, co wypełnia potrzebę bliskości. Rozstanie, zwłaszcza z ukochaną osobą to sprawdzian więzi. Srpawdzian z radzenia sobie bez posiadania kogoś "pod ręką", na zawołanie, zawsze. "Trudno jest tworzyć z kimś bliską relacje, jeśli ten ktoś przebywa daleko od nas. Każdy z nas potrzebuje kojącej obecności i wsparcia bliskiej nam osoby, nie lubimy być samotni. Prawdziwa relacja z partnerem opiera się na intymności i bliskości, także miejsca i czasu. Nie można poznać kogoś na odległość, no chyba, że rozłąka następuje już po jakimś czasie bycia razem" - tłumaczy psycholog Adriana Klos. Utrzymywanie związku na odległość niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Na przykład to, że z czasem kochamy już nie realną osobę, ale własne wyobrażenie o niej. Kiedy spotykamy się po miesiącach rozłąki, celebrujemy każdą chwilę bycia razem, ale nie ma w tym prozy codzienności, jedynie same uniesienia, emocje, uczucia - bez zwyczajnych problemów, z którymi borykają się pary i co również cementuje związek i pomaga dobrze się poznać. Istnieje wtedy zagrożenie, że swoją dalszą relację będziecie budować na wiecznej iluzji. Nie widzicie się w działaniu, a to po czynach głównie poznaje się druga osobę - to inna groźna pułapka. "Gdy nie ma z nami partnera, a potrzebujemy wsparcia, pomocy, rozmowy, może się zdarzyć, że będzie przy nas ktoś inny. Co z oczu to i z serca - czy jak w słowach piosenki: kiedy jesteś daleko, możesz wszystko stracić. Partnerzy na odległość narażeni są na pojawienie się kogoś trzeciego, ich związek zbudowany jest na kruchej podstawie" - dodaje psycholog. fot. Thinkstock Zalety: miłość nie powszednieje ofeminin Foto: Ofeminin "W takim związku nieprędko można się sobą znudzić, wyczekujemy każdego następnego spotkania, które jawi się nam niemalże jak święto. Nie zdążymy się sobą znudzić, bo już znów kończy się weekend i trzeba się rozstać. Tęsknimy i idealizujemy partnera, nie widzimy go w szarej, codziennej rzeczywistości - zmęczonego i zaspanego, z katarem i podkrążonymi oczami albo z pilotem na kanapie" - wyjaśnia psycholog Adriana Klos. Rzeczywiście, ciągłe wyczekiwanie na partnera, dbałość o spotkania, ekscytacja wprawia nas ciągle w euforię, jaka charakteryzuje zwykle początki związku. Ponieważ nie jesteśmy w stanie się sobą nasycić, nie nudzimy się. Tęsknota sprawia, że ciągle nam siebie mało. Partnerzy stają się dla siebie ideałami - każde spotkania moblizuje do dbania o siebie, o tematy do rozmów. To daje szansę na wykorzystanie w pełni czasu spędzonego razem, skoncentrowania się tylko na tym, co najważniejsze. Partnerzy są dla siebie piękni i radośni - brak w nich zmęczenia, zniechęcenia i poczucia obarczenia codziennymi problemami. fot. Thinkstock Dla kogo? ofeminin Foto: Ofeminin Nie wszystkim typom osobowości "pasuje" związek na odległość i nie wszystkie, mimo najszczerszych chęci, sobie poradzą. "Są osoby, które właśnie w takim związku potrafią się świetnie odnaleźć, a nawet tylko w takim. To ci, którzy ponad wszystko cenią sobie niezależność, swoją przestrzeń życiową, a związek z kimś widzą jako zagrożenie dla własnej indywidualności, przyzwyczajeń. Obawiają się nudy, monotonii, utraty własnej tożsamości. Nie lubią kompromisów, stabilizacji, trudno im zrezygnować z własnych wyborów. Na taki związek decydują się też często ludzie, którzy po bolesnych doświadczeniach obawiają się bliskości i nie są w stanie wejść z w głęboką relację. Zdradzeni, zranieni, nie potrafią już tak zaufać drugiej osobie i w relacje wchodzą tak trochę jedną nogą. Partner, który jest daleko może być dla takich osób atrakcyjny, bo nie skrzywdzi i nie zrani" - analizuje psycholog Adriana Klos. fot. Thinkstock Czego wymaga taki związek? ofeminin Foto: Ofeminin Utrzymywanie związku na odległość paradoksalnie wymaga od partnerów większych starań i dbałości niż tradycyjny związek. Muszą się oni wykazać większą wytrwałością, samodzielnością, uporem. "Na pewno ważny jest kontakt, komunikacja. Partnerzy w takim związku powinni pamiętać, aby dzwonić do siebie, pisać, być w kontakcie. Współczesna technologia za pomocą przeróżnych komunikatorów ułatwia partnerom przetrwanie w takim związku. Skype, kamery internetowe pozwalają często być w kontakcie. Warto pobyć razem codziennie, choćby i w takiej formie, a w weekendy spotykać się, organizować wspólne urlopy i wypady razem, aby móc lepiej się poznać, nabrać zaufania. W takim związku ludzie muszą być bardziej samodzielni, wiele decyzji podejmować samemu, bo partnera z nimi na co dzień nie ma i nie może nam pomóc. Jeśli ktoś tego nie potrafi, lepiej, żeby nie pakował się w taki związek, bo będzie mu bardzo trudno" - radzi psycholog A. Klos. fot. Thinkstock Określcie rytuały ofeminin Foto: Ofeminin Życie w ciągłej rozłące to już duża zmiana. Nie pozwólcie, by więcej zmieniło się w waszych codziennych relacjach. Ustalcie pewne rytuały, które pomogą wam poczuć więź i być blisko mimo tego, że jesteście daleko. W dzisiejszych czasach świat skurczył się do naprawdę niewielkich rozmiarów. Jeśli posiadacie w domach internet, komputer i program Skype, tak naprawdę rozłąka może wydać się iluzją. Uzgodnijcie, że będziecie rozmawiać na Skypie np. co drugi dzień, a pisać do siebie codziennie. Umówcie się, że danego dnia o danej porze będziecie rozmawiać przez komunikator internetowy albo telefon. Postarajcie się, żeby pewne wasze wspólne zwyczaje przetrwały. Np. sobotnie gotowanie przez Skype i potem wspólne jedzenie - choć jedynie na łączach. Możecie też razem napić się wina albo umówić się, że będziecie myśleć o sobie wieczorem. Pikantne smsy z opisem łóżkowych pragnień wprowadzą was w stan błgoiego oczekiwania i napięcia jak za czasów randkowania. Sprawdzaj promocje linii lotniczych. Jeśli odległość między wami to kwestia przelecenia nad Europą, to odwiedziny nie będą problemem. Wtedy każde spotkanie jest świętem. fot. Thinkstock Małżeństwo to poważna sprawa, która wymaga odpowiedniego przygotowania. Nie, nie ślub, a właśnie małżeństwo, bo ono trwa większość naszego dorosłego życia, a zaślubiny to tylko dzień i nocna zabawa. Jednym ze sposobów na jak najlepsze poznanie się i sprawdzenie, czy wspólne życie jest słuszną decyzją jest szczera rozmowa. Są pewne kluczowe tematy, które trzeba poruszyć przed powiedzeniem „Tak”, żeby uniknąć późniejszych niespodzianek i rozczarowań. Poniżej znajdziesz listę, która pomoże Wam nie pominąć najważniejszych kwestii. Po co rozmawiać o przed ślubem o życiu po nim? Chodzi o to, żeby wyłapać fundamentalne różnice, które w jakiś sposób uniemożliwiłyby życie we dwoje. Ich świadomość daje dwa wyjścia – rozstać się albo wspólnie dojść do rozwiązania, które zadowoli obie strony. I chociaż pierwsza opcja wydaje się dość brutalna to jednak są takie kwestie sporne, które nie za bardzo pozostawiają inną możliwość. Poza tym narzeczeństwo to jest jeszcze ten moment, kiedy możemy się wycofać. Nie każde kończy się ślubem. Wnikliwe rozmowy pomagają też lepiej się poznać, a to jest jedna z podstaw małżeństwa i miłości. Żeby kogoś prawdziwie kochać, musimy go jak najlepiej znać. W przeciwnym razie może się okazać, że kochamy tylko nasze wyobrażenie o tej drugiej osobie. Z drugiej strony patrząc, bycie mężem czy żoną wymaga dojrzałości, która częściowo wynika z dobrej znajomości samego siebie. Im lepiej znam siebie, im lepiej wiem, kim jestem, tym lepszy związek stworzę z drugą osobą. O czym rozmawiać przed ślubem? Warto rozmawiać o przeszłości (o naszym dzieciństwie i dorastaniu), o domu rodzinnym, o oczekiwaniach co do małżeńskiej codzienności, o planach na przyszłość, o religii i poglądach politycznych, a także o faktach z naszego życia, które mogą wpłynąć na nowo zakładaną rodzinę (np. informacje, których zatajenie byłoby podstawą do unieważnienia ślubu kościelnego). Dobrze jest też zadać sobie pytania o hipotetyczne trudne sytuacje. 1. Relacje w domu rodzinnym Jaka była i jest moja mama? Jaki był i jest mój tata? Jaki był i jest ich związek? Czy widziałem ich miłość? Co mi się w naszej rodzinie podobało, a czego chcę uniknąć? Jakie jest moje rodzeństwo? Jak je traktowali rodzice? Czy dobrze się czułem w swojej rodzinie? Jeśli rodzice nie są razem, jak to się stało? Jak ich rozstanie wpłynęło na mnie? Jaki mieli stosunek do pracy i domowych obowiązków? Czy czułem się ważny czy pomijany? 2. Sposób wychowania Jacy byli moi rodzice? Czy okazywali mi uczucia? Czy mnie wspierali (jak)? Czy uważam ich za dobrych rodziców? Jakie błędy wychowawcze popełnili? Czy chcę podobnie wychować swoje dzieci? Które z rodziców bardziej angażowało się w wychowanie? Z kim mam lepszy kontakt? Czy mogę powiedzieć rodzicom wszystko? Kto i kiedy rozmawiał ze mną o seksie i płciowości? 3. Dzieciństwo i dorastanie Jak przebiegała moja edukacja? Do jakich placówek chodziłem? Czy je lubiłem? Czy posłałbym tam swoje dzieci? Jak spędzałem wakacje? Z kim się przyjaźniłem? Czy byłem duszą towarzystwa czy raczej samotnikiem? Czy dziadkowie byli włączeni w moje wychowanie? Najlepsze i najgorsze momenty mojego dzieciństwa? Jakim byłem nastolatkiem? Czy były ze mną problemy wychowawcze, buntowałem się (jak)? Czy chciałbym mieć takie dziecko, jakim sam byłem? 4. Tradycje rodzinne Moje ulubione rodzinne tradycje? Co chciałbym powtórzyć w naszym wspólnym domu? Czego najbardziej nie lubiłem? Jakie mieliśmy zwyczaje świąteczne? Jakie potrawy jadaliśmy w święta? Kiedy ubieraliśmy choinkę? Kto chodził do kościoła ze święconką? Które święta lubię najbardziej? Jak obchodziliśmy urodziny i imieniny? W jakim gronie świętowaliśmy? Czy prezenty były w naszej rodzinie ważne? Jakie prezenty sobie kupowaliśmy? 5. Przeżywanie wiary w domu rodzinnym Jakiego wyznania są nasi rodzice i dziadkowie? Czy praktykują swoją wiarę? Czy wychowali mnie w niej? Jak była ona przeżywana na co dzień? Czy modliliśmy się razem z rodzicami? Czy w domu mówiło się o Bogu i wierze? Czy byłem na siłę przekonywany do praktykowania? Czy rodzice starali się wytłumaczyć zasady wiary czy tylko wymagali? Czy rodzice akceptowali moje postępowanie? 6. Przebyte i przewlekłe choroby Czy w tej chwili na coś choruję? Jakie biorę leki? Jakie są rokowania mojej choroby? Jakie poważne choroby przebyłem wcześniej? Czy miałem jakieś operacje? Czy przechodziłem kiedyś leczenie psychiatryczne? Czy jestem bezpłodny? Czy jakieś moje choroby mogły lub mogą spowodować niepłodność? 7. Nałogi i uzależnienia Czy jestem/byłem od czegoś uzależniony? Czy mam skłonności do jakiś nałogów? Czy byłem na odwyku? Czy jestem w stanie rzucić np. palenie, kiedy będziemy mieli dzieci? Jaki mam stosunek do nałogów u dzieci i nastolatków? Co bym zrobił, gdybym nakrył dziecko na korzystaniu z używek? 8. Choroby dziedziczne i genetyczne w rodzinie Jakie choroby powyższego typu występowały i występują w mojej bliższej i dalszej rodzinie? Czy jestem potencjalnie zagrożony którąś z nich? Czy nasze dzieci mogą ją mieć? 9. Trudne życiowe doświadczenia Czy przeżyłem jakąś traumę? Co było najtrudniejszym życiowym doświadczeniem? Jak sobie z tym poradziłem? Czy nadal to we mnie tkwi? Czy byłem świadkiem jakiś tragicznych wydarzeń? 10. Plany zawodowe Czym chcę się zajmować zawodowo? Czy chcę pracować w wyuczonym zawodzie? Czy jestem w stanie zmienić zawód? Czy ważniejsza jest dla mnie pensja czy wykonywane zadania? Czy moja praca musi być moim hobby? Na jakich stanowiskach i w jakich firmach chciałbym pracować? Czy wolę stałe zatrudnienie czy częste zmiany? Praca na etacie, własna firma czy freelance? Praca w zespole czy bardziej samodzielna? Jak się zapatruję na pracę z domu? Czy dla pracy jestem w stanie się przeprowadzić? Co w sytuacji utraty pracy? Czy jest jakaś praca, której się nie podejmę? Ile godzin tygodniowo jestem w stanie poświęcić na pracę? Czy praca w trybie zmianowym, w weekendy wchodzi w grę? Czy będziemy oboje pracować czy jedna osoba zajmie się domem? Jakie mam zdanie co do urlopów macierzyńskich, tacierzyńskich, wychowawczych? 11. Finanse Ile chcę zarabiać? Jaka pensja byłaby zadowalająca a jaka za niska? Wspólne czy osobne konto? Co, jeśli małżonek będzie zarabiał więcej? Kto będzie głównym żywicielem rodziny? Czy dzieci będą dostawały kieszonkowe? Kto będzie zarządzał finansami? Czy będziemy wspierać jakąś organizację dobroczynną? Na co będziemy wydawać najwięcej pieniędzy? Czy chcemy co roku wyjeżdżać na wakacje? Jaki mam stosunek do kredytów i pożyczek? Czy w tej chwili mam jakieś oszczędności? Czy rodzice będą nam pomagać i czy będziemy przyjmować tę pomoc? Jak długo? Jakie mam podejście do oszczędzania? Jak często chciałbym móc wydawać pieniądze na przyjemności (kino, jedzenie na mieście itp.)? 12. Miejsce zamieszkania Gdzie zamieszkamy po ślubie? Jak długo? Czy docelowo chcemy mieszkać w mieszkaniu czy w domu jednorodzinnym? W jakim mieście lub państwie? Miasto czy wieś? Co myślę o wyprowadzce za granicę na jakiś czas lub na stałe? Kiedy kupimy coś swojego/większego? Czy w sytuacji kryzysowej wchodzi w grę mieszkanie z rodzicami? Co myślę o domach wielopokoleniowych? 13. Życiowe priorytety Co jest dla mnie w życiu najważniejsze? Czy rodzina, którą zakładamy, będzie ważniejsza od rodziców i rodzeństwa? Jak ważna jest dla mnie praca? Co to oznacza w codzienności? Ważniejszy byłby remont mieszkania czy wakacje? Czy dla rodziny jestem w stanie znosić złe warunki pracy, mniejszą pensję? Jak ważne jest dla mnie małżeństwo? Czy ważniejsza dla mnie będzie żona/mąż czy dzieci? 14. Dzieci Czy chcę mieć dzieci? Dlaczego? Ile i kiedy chcę mieć dzieci? Jakie imiona bym wybrał? Czym jest dla mnie posiadanie dziecka? Czy wyobrażam sobie nasz związek bez dzieci? Czym byłaby dla mnie bezdzietność? Jakie mam podejście do metod wspomaganego rozrodu? Jakie mam podejście do adopcji? Jak chcę wychować dzieci? Czy uważam, że jeden rodzic powinien być z dziećmi non stop w domu? Jeśli tak, to do jakiego wieku dziecka? Co sądzę na temat opiekunek do dzieci, żłobka, pomocy dziadków w wychowaniu? Co myślę na temat wspólnego porodu? Co, jeśli dziecko okazałoby się śmiertelnie chore podczas ciąży? Co myślę o aborcji? Czy jestem w stanie wychowywać chore dziecko? Jaką chcę być mamą/tatą? Co będziemy dzieciom mówić o homoseksualizmie? Jak powinno się uświadamiać dziecko w sferze płciowości? Co, jeśli nasze dziecko zostanie rodzicem jako nastolatek? Czy pozwolę dzieciom swobodnie wybierać kierunek edukacji? Co myślę o edukacji domowej? 15. Kontakty z rodzicami i teściami Jak często chcę się widywać z rodzicami i teściami? Jak często chciałbym mieć z nimi kontakt telefoniczny? Czy każdy odpowiada za kontakty ze swoimi rodzicami? Na ile pozwolimy rodzicom pomagać lub wnikać w nasze sprawy? Gdzie jest granica? Jak było w moim rodzinnym domu pod tym względem? 16. Kontakty ze znajomymi i przyjaciółmi Jak często będziemy widywać się ze znajomymi? Czy każdy może widywać się ze swoimi znajomymi czy będziemy zawsze spotykać się z nimi razem? Czy musimy znać wszystkich swoich znajomych? Czy możemy spontanicznie zapraszać znajomych czy tylko na zaplanowane imprezy? 17. Obowiązki domowe Kto za co będzie odpowiedzialny? Czy wprowadzamy sztywny podział obowiązków? Czy będziemy robić jakieś dyżury? Kiedy będziemy robić duże porządki? Jak często będziemy odkurzać, wymieniać pościel, ręczniki itp.? Czy wolę duże zakupy raz w tygodniu czy mniejsze i częściej? Czy będziemy planować posiłki na dłuższy czas czy będziemy przygotowywać je spontanicznie? Kto będzie gotował? 18. Zdrada Co myślę o zdradzie? Co uważam za zdradę? Czy zdradę da się wybaczyć? Czy ja bym wybaczył? Czy małżeństwo po zdradzie ma szansę istnieć? Co myślę na temat terapii małżeńskiej? Co uważam na temat przyjaźni damsko-męskich? Jak przeciwdziałać zdradzie? 19. Role w małżeństwie Czy w naszym małżeństwie będzie stereotypowy podział ról? Co o tym myślę? 20. Wiara Czy jesteśmy tego samego wyznania? Czy będziemy nasze dzieci wychowywać w wierze (jakiej)? Co, jeśli któreś nie będzie chciało? Jak na co dzień będziemy przeżywać wiarę? Czy będziemy się razem modlić, chodzić na nabożeństwa? Czy w naszym domu będą jakieś elementy wystroju o charakterze religijnym? Jakie (i jak?) święta będziemy obchodzić? 21. Marzenia O czym marzę? Jakie jest moje największe marzenie? Czy nasze marzenia się nie wykluczają? Czy jestem w stanie zrezygnować z marzeń dla dobra rodziny? 22. Rozwód Co myślę o rozwodzie? Co myślę na temat nierozerwalności małżeństwa? Jakie znam rozwiedzione pary? Czy rozwód wchodzi w grę czy jest czymś niedopuszczalnym? W jakich przypadkach rozwód jest jedynym wyjściem? 23. Seks Jakie mam oczekiwania co do małżeńskiego seksu? Czy chcę czekać z seksem do ślubu? Dlaczego? Jakie mam fantazje? Czy jest coś, czego chcę spróbować? Czy jest coś, czego nigdy bym nie zrobił? Co myślę o antykoncepcji? Jaką formę odkładania poczęcia preferuję? Co myślę na temat obserwacji kobiecego cyklu (w celu poczęcia lub odłożenia go w czasie)? Czy oboje małżonkowie powinni być za to odpowiedzialni? 24. Ślub i wesele Czemu chcę wziąć ślub? Czemu chcę wziąć ślub z Tobą? Ślub kościelny, konkordatowy czy cywilny? Dlaczego? Kiedy chcę wziąć ślub? Ile osób chcę zaprosić? Jak podzielimy obowiązki? Kto zapłaci za wszystko? Czy chcę mieć jakiś motyw przewodni? Czy chcę organizować całonocne wesele czy skromniejsze przyjęcie? 25. Codzienność Czy jest coś, co chcę włączyć do naszej codzienności? Czy chcę wprowadzić jakieś rytuały (codzienne, tygodniowe, miesięczne, roczne)? Jak wyobrażam sobie nasze poranki, powroty do domu po pracy, wieczory i weekendy? Jakich drobnych przyjemności oczekuję i co mogę dać od siebie? Powyższa lista nigdy nie będzie skończona. To jest podstawa, do której każdy zapewne mógłby dopisać podpunkty, które podpowiada mu własne doświadczenie i obserwacja par wokół. Dajcie się ponieść rozmowie, dopytujcie i rozwijajcie powyższe tematy. Jak rozmawiać? Przede wszystkim szczerze. Nie zatajajcie nic przed sobą, nie oceniajcie i stwórzcie warunki, w których każde z Was będzie mogło się otworzyć. Pamiętajcie, po co to robicie – dla Was, żeby Wasz związek był lepszy i bardziej dojrzały. Żebyście oboje wiedzieli, z kim bierzecie ślub. Żeby Wasze małżeństwo miało solidny fundament Waszej znajomości. Słuchajcie siebie i zapamiętujcie. Gdybajcie. Zastanawiajcie się wspólnie „co jeśli?”. Próbujcie postawić się w przeróżnych życiowych sytuacjach i razem je rozwiązujcie. Rozmawiajcie przy okazji. Nie chodzi o to, żeby umawiać się co kilka dni na „rozmowę” i wtedy przerabiać po kolei wszystkie punkty. Nie wypełniacie kwestionariusza, który musicie zaraz komuś oddać. Poznajecie siebie, a to wymaga czasu i odpowiednich warunków – nie zawsze jest to cisza i spokój i tylko Wy dwoje. O wielu powyższych rzeczach dowiadujemy się gdzieś pomiędzy zakupami w markecie a sprzątaniem w domu, w takiej zupełnej codzienności. Poznawanie się ma wiele wymiarów. Ludzie się zmieniają Odpowiedzi, których udzielicie sobie teraz, bazują na Waszych obecnych doświadczeniach. Za kilka lat będziecie bogatsi o nowe, poznacie innych ludzi, a życie niejednokrotnie Was zaskoczy. Macie prawo do zmiany zdania i dlatego tak ważne jest, żeby nigdy nie kończyć wzajemnego poznawania się – także po ślubie. Mimo to poruszenie w czasie narzeczeństwa powyższych tematów ma ogromny sens. Wasze podejście do fundamentalnych spraw prawdopodobnie aż tak się nie zmieni na przestrzeni lat, a rozmowa o Waszych wyobrażeniach dotyczących małżeństwa, pozwoli Wam od początku przeżywać je świadomie i kreować na takie, jakiego oboje pragniecie. Tekst napisany przez Mocem – Ewa Olborska Continue Reading

kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej